wtorek, 30 września 2014

Piotr Czajkowski - udręka i ekstaza (cz.4.)



Nie wiedzieć czemu, nieoczekiwanie pewnego dnia Czajkowski otrzymał piorunującą wiadomość od Nadrieżdy von Meck, że zrywa z nim znajomość i wstrzymuje doroczną pensję. Tłumaczyła to osobistymi problemami finansowymi. Kompozytor był wstrząśnięty. I to nie tylko faktem braku dalszego wsparcia materialnego, ale przede wszystkim zakończenia długoletniej przyjaźni bez wyraźnej przyczyny. Badacze przypuszczają, że powodem tak drastycznego zerwania kontaktu mogły być wyrzuty sumienia Nadieżdy, że przez długie lata zajmowała się głównie kompozytorem zaniedbując własną, liczną rodzinę. W tym czasie jej syn – Waldemar miał problemy fizyczno-psychiczne. Poza tym jej nieślubna córka (owoc jej cudzołożnego związku z sekretarzem męża, który z tego powodu dostał ataku serca) wplątała się w aferę korupcyjną  wraz z mężem (księciem Szirinskim). Najprawdopodobniej jednak powodem postawy Nadieżdy (mimo, że nadal kochała platonicznie wielkiego kompozytora) i zerwania jej znajomości z Piotrem była wiadomość od córki Aleksandry, która miała poinformować matkę, że Czajkowski jest homoseksualistą. Ponadto pani von Meck cierpiała już wówczas na bardzo zaawansowane schorzenie nerek i nadciśnienie tętnicze. Poza tym przeszła udar mózgu, po którym miała niedowład ręki. Z relacji jej wnuczki wiadomo też, że tuż przed śmiercią kompozytora Nadieżda i Piotr pojednali się ze sobą.
Od samego początku tajemnicą była nagła śmierć kompozytora u szczytu jego sławy (w zenicie swoich sił twórczych oraz wielkiej popularności). Budzącą wątpliwości hipotezę, jakoby Czajkowski zmarł na cholerę po wypiciu nieprzegotowanej wody, już dawno obalono, uznając ją za błędną. Dziś są dowody na to, że Czajkowski popełnił samobójstwo, lecz uczynił to w taki sposób, by upozorować zdarzenie losowe. Kompozytor został do tego skłoniony, by uniknąć skandalu, jakim mogło stać się ujawnienie jego romansu z bratankiem pewnego wpływowego arystokraty. Anton Neumayr (światowej sławy lekarz chorób wewnętrznych, a zarazem absolwent salzburskiego Mozarteum i ceniony pianista) w książce „Muzyka i cierpienie” tak opisuje najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń, jakie miały miejsce w tamtym feralnym październiku 1893 roku:
Niejaki książę Stenbock-Fermor wystosował do cara Aleksandra III list ze skargą na kompozytora, który „zbytnio zajmuje się swoim młodym kuzynem”. Pismo zostało przekazane oficjalnie ówczesnemu prokuratorowi sądu apelacyjnego, Mikołajowi Jacobi, niegdyś koledze szkolnemu Czajkowskiego[1], w celu doręczenia go carowi. Jacobi zdawał sobie sprawę, co to oznacza: hańbę nie tylko dla Czajkowskiego, ale także dla całej prestiżowej przecież Szkoły Prawniczej i jej absolwentów. Aby nie dopuścić do upublicznienia sprawy, postanowił zorganizować w swoim domu coś w rodzaju „sądu honorowego”. (…) Po ponad pięciogodzinnej ostrej dyskusji nieszczęsnego artystę nakłoniono w końcu do zaakceptowania następującego werdyktu: list ze skargą nie zostanie przekazany carowi pod warunkiem, że Czajkowski popełni samobójstwo.[2] 
Formą owej zakamuflowanej śmierci było… zażycie arszeniku. W ciągu paru zaledwie godzin po wypiciu surowej wody (zawierającej prawdopodobnie truciznę) [u Czajkowskiego] wystąpiły: wodnista biegunka, wymioty, silne osłabienie, „potworne” kolki i ostre kłujące bóle w klatce piersiowej oraz kurcze mięśni łydek, zatrzymanie moczu oraz stany majaczeniowe typowe dla zapaści krążeniowej i w końcu utrata przytomności. To wszystko świadczy jednoznacznie o zatruciu arszenikiem, które po paru dniach pełnych straszliwych cierpień doprowadziło do zgonu wielkiego kompozytora.[3]
(…) W 1960 roku podczas wykładu w instytucie medycyny sądowej uniwersytetu w Leningradzie „przypadek Czajkowskiego” przytaczano jako klasyczny przykład wymuszonego samobójstwa (…).[4]
Śmierć rosyjskiego kompozytora w wieku 53 lat, z powodu udręczenia homoseksualizmem − pod pręgierzem donosu i naciskiem „sądu honorowego”, była okrutnym i niedorzecznym przymusem.

Do najważniejszych kompozycji muzycznych Piotra Czajkowskiego należą, m.in.:
- opery: Eugeniusz Oniegin; Dama Pikowa;
- balety: Jezioro łabędzie; Królewna Śnieżka; Dziadek do orzechów;
- VI Symfonia h-moll op. 74, zwana „Patetyczną”;
- I Koncert fortepianowy b-moll op. 23;
- uwertura Burza; Rok 1812;
- utwory fortepianowe: Album dla młodzieży op. 39.


[1] Piotr Czajkowski przed studiami muzycznymi, studiował prawo.
[2] Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 447.
[3] Tamże, s. 458.
[4] Tamże, s. 448−449.

poniedziałek, 29 września 2014

Piotr Czajkowski - udręka i ekstaza (cz.3.)



W czasie, gdy 37-letni Czajkowski pracował nad IV Symfonią dedykowaną pani von Meck, nieoczekiwanie otrzymał list od nieznajomej entuzjastki jego twórczości − trzydziestoletniej Antoniny Milukowej − z wyrazami podziwu i… dozgonnej miłości. Początkowo zamierzał zignorować owo wyznanie egzaltowanego uczucia, jednak potem zdecydował się odpowiedzieć, ponieważ wydało mu się ciepłe i szczere.[1] W końcu wyraził również zgodę na spotkanie. Kiedy Piotr poznał uroczą, dobrze zbudowana kobietę, poczuł do niej sympatię. Podczas wizyty opowiedział jej nawet trochę o sobie: o swoich wadach, o zbytnim uleganiu nastrojom, nadmiernej drażliwości i słabym zdrowiu. Antonina zapewniła go jednak, że bez względu na wszystko nie przestanie go kochać, a nawet… zagroziła: Złożył Pan wizytę młodej, samotnej dziewczynie i w ten sposób połączył nasze losy. Jeśli nie zechce Pan uczynić mnie swą żoną, skończę ze sobą.[2]
Pamiętając o swym postanowieniu znalezienia żony w celu walki ze swoimi skłonnościami, Czajkowski podjął bardzo szybko decyzję i… 18 lipca 1877 r. poślubił Antoninę Iwanowną Milukową, pisząc do rodziny: To biedna, ale dobra dziewczyna o nieposzlakowanej reputacji i bardzo mnie kocha.[3]
Niestety… Małżeństwo okazało się katastrofą. Była to próba związania się ze sobą dwojga osób o skrajnie przeciwstawnych skłonnościach erotycznych[4]. Według relacji Modesta (brata Piotra), od początku tego „obłędnego kroku” kompozytor musiał bardzo ciężko pokutować za lekkomyślność i niedorzeczność własnego postępowania, a przy tym wszystkim czuł się głęboko nieszczęśliwy.[5] Już w kilka dni po ślubie Czajkowski donosił o swym wielkim rozczarowaniu i cierpieniu, o przeżywaniu straszliwej duchowej tortury, którą musiał przejść oraz o absolutnie odrażającym zachowaniu fizycznym żony wobec niego.[6] Jak się bowiem okazało, Antonina miała wybujałe oczekiwania seksualne, była bowiem… nimfomanką (!), w dodatku z pierwszymi symptomami choroby psychicznej[7]. Piotr nie tylko więc nie został „uwolniony” z homoseksualizmu po ślubie z kobietą, ale przede wszystkim przekonał się, że w jego przypadku małżeństwo jest jeszcze większym cierpieniem i frustracją, niż jego własna odmienność seksualna.
Niewiele więc trzeba było czasu, by przekonał się o swej niezdatności do stworzenia rodziny. Sama myśl o zajmowaniu z żoną tego samego pokoju budziła w nim odrazę. Obecność Antoniny była dla niego czymś tak nieprzyjemnym, że nawet nie był w stanie komponować.[8] W związku z przeżyciami małżeńskimi we wrześniu Czajkowski wyjechał z Moskwy, określając swój odruch ucieczki słowami: jakbym się ocknął z okropnego, koszmarnego snu.[9]
Bliski obłędu, u kresu sił psychicznych i rozstroju nerwowego, na granicy załamania, nie wiedząc jak wyjść z pęt małżeńskich, Czajkowski postanowił ukarać sam siebie i… umrzeć. O swym zamiarze poinformował przyjaciela – Kaszkina: Co wieczór wychodziłem na przechadzkę i godzinami włóczyłem się bez celu po pustych ulicach Moskwy. Kiedyś, podczas takiego nocnego spaceru, znalazłem się na brzegu rzeki, gdy nagle olśniła mnie myśl, aby nabawić się śmiertelnej choroby. Pod osłoną ciemności, nie zauważony przez nikogo, wszedłem po pas do lodowatej wody i stałem tam tak długo, aż zimno stało się nie do zniesienia. Dopiero wtedy wyszedłem na brzeg, pewny, że nabawiłem się zapalenia płuc, które mnie wyręczy; nie będę musiał sam odbierać sobie życia.[10]
Po traumatycznym małżeństwie, w październiku tego samego roku zdecydował o separacji. W 1881 r. ostatecznie rozwiódł się z żoną. W opisie całego zdarzenia do Nadieżdy zachował się honorowo nie obarczając Antoniny wyłączną winą za nieudany związek: Oceniając teraz z perspektywy czasu swoje krótkie małżeństwo, widzę wyraźnie, że nie odegrałem zbyt pięknej roli (…). W każdym razie moja żona zasługuje na współczucie.[11]
         O samym sobie, w przypływie słabości myślał zaś: Cóż za potwór ze mnie! Oby mi Bóg wybaczył moje grzeszne uczucia![12]. Jednocześnie narzekał: Dziwna rzecz, pragnę samotności, a kiedy ona już jest, cierpię przez nią.[13] Ze swymi skłonnościami seksualnymi walczył natomiast jak umiał, najczęściej uciekając w pracę twórczą, o czym pisał: Potrzebuję pracy jak powietrza do oddychania. Gdy tylko spędzam czas bezczynnie, natychmiast ogarnia mnie melancholia (…), jestem wtedy z siebie niezadowolony i nawet siebie nienawidzę (…). Tylko praca może mnie uratować.[14]


[1] Tamże, s. 411.
[2] Tamże, s. 412.
[3] Tamże, s. 413.
[4] Tamże, s. 416.
[5] Tamże, s. 413.
[6] Tamże.
[7] Co wykazała później historia jej życia: w 1897 r. została oddana do zakładu dla obłąkanych, gdzie zmarła w 1917 r.
[8] Cytat za: Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 414.
[9] Tamże.
[10] Tamże, s. 415.
[11] Tamże, s. 416.
[12] Tamże, s. 425.
[13] Tamże, s. 430.
[14] Tamże, s. 419.

sobota, 27 września 2014

Piotr Czajkowski - udręka i ekstaza (cz.2.)

Całości skomplikowanego życia Czajkowskiego dodaje wyjątkowość postaci niezwykłej jego adoratorki i protektorki twórczości – Nadieżdy von Meck. Postać to nietuzinkowa i ważna w biografii rosyjskiego kompozytora, dlatego teraz poświęcę jej uwagę.
Nadieżda von Meck była osobą wykształconą, matką 18 dzieci (z których tylko 11 przeżyło okres niemowlęctwa). Pochodziła z rodziny kochającej muzykę. Sama dość często grała na fortepianie. Z wyglądu nie była zbyt urodziwą damą, choć szczupłą i wysoką. Miała opinię osoby ekstrawaganckiej i nieco dziwacznej. W 1876 r. jej mąż Karol (inżynier kolejnictwa) zmarł na atak serca w wieku 45 lat po tym, jak dowiedział się o zdradzie żony. Po jego śmierci Nadieżda i jej dzieci odziedziczyły spory majątek (zaliczany do największych w całej Rosji), a obejmujący: dwie linie kolejowe, wspaniałą rezydencję w Moskwie, posiadłość wiejską Braiłowo, kilka młynów, fabryk włókienniczych i cukrowni. Po tragicznym jednak wydarzeniu jej męża Nadieżda, prawdopodobnie trawiona wyrzutami sumienia, odizolowała się od świata zewnętrznego, zajmując się wyłącznie potomstwem i zarządzaniem majątkiem. Jedyną osobą, z którą utrzymywała kontakt był Mikołaj Rubinstein. To z jego rekomendacji wdowa przyjęła pod swój dach młodego skrzypka – Józefa Kotka − ucznia Czajkowskiego. Jako szczera entuzjastka kompozytora, w grudniu 1876 r. Nadieżda zdecydowała się poprosić Czajkowskiego (w zamian za szczodre honorarium) o przygotowanie dla goszczącego u niej Kotka i dla niej utworów (na skrzypce i fortepian) dla wspólnego muzykowania w posiadłości. Ten oto niewinny fakt zapoczątkował trwającą aż 14 lat korespondencyjną przyjaźń, której plonem była wymiana ok. 1200 listów! Owa niezwykła znajomość i wymiana myśli daje wgląd w równie intymne co jakby nierzeczywiste relacje między dwojgiem partnerów, możliwe w tej postaci tylko dlatego, że oboje postanowili nie spotykać się nigdy ze sobą, nigdy też nie zamienili w bezpośredniej rozmowie ani jednego słowa.[1] Czajkowski czuł się bezpiecznie w relacji, która pozwalała mu dzielić się z doświadczoną kobietą refleksjami o swojej muzyce i odczuciach. Nadieżda była życzliwa, wspierała go i dodawała sił twórczych, była mu więc bliska duchowo.
Poza tym obopólna zgoda na oddalenie niwelowała obawy kompozytora dotyczące fizycznej bliskości. Pani von Meck stawiała jasno (…) sprawę: bezpośredni osobisty kontakt między nimi, obojętnie jakiego rodzaju, nie wchodzi w rachubę, nawet gdyby pragnęła tego jedna ze stron. Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie musi go widywać i nigdy nie zaproponuje mu spotkania, nie ukrywała przy tym, jak bardzo jest nim zafascynowana. Na szczęście oboje byli na tyle nieśmiali i w swojej „mizantropii” lękali się tak bardzo rozczarowania, które „często podąża tuż za wszelką intymnością”, że faktycznie nigdy nie doszło między nimi do bezpośredniego spotkania – a mogłoby ono rzeczywiście doprowadzić do okrutnego zawodu.[2] Tylko jeden jedyny raz przypadkiem spotkali się, kiedy ich powozy minęły się w lasach Braiłowa. Oboje byli zmieszani i nic nie powiedzieli do siebie. Jedynie Piotr uchylił lekko kapelusz.
Psychologowie doszukują się w nietypowym związku Nadieżdy i Piotra nieświadomego odtworzenia i utrzymywania relacji matki i syna. W każdym razie, przyjaźń między Czajkowskim a panią von Meck (starszą od niego o 9 lat) opierała się na wzajemnym szacunku.
Poza tym Nadieżda była osobą niezwykle hojną i to do tego stopnia, że w 1877 r. zaoferowała Czajkowskiemu 3 tysiące rubli na uregulowanie długów, a potem coroczną, stałą pensję, by mógł on, bez zamartwiania się o środki finansowe, całkowicie poświęcić się komponowaniu. Fakt ten pozwolił Czajkowskiemu zrezygnować z nielubianej posady nauczyciela w Konserwatorium Moskiewskim. W dowód wdzięczności dla swej przyjaciółki i protektorki dedykował pani von Meck swą IV Symfonię.
Jakkolwiek Czajkowski cenił Nadieżdę, nie ustrzegł się przed obłudą i nieszczerością, którą oczywiście ukrywał przed nią, a wyznawał w innej korespondencji, pisząc np. do brata: Z żalem przyznaję, że nasze stosunki nie są normalne i z tej nienormalności zdaję sobie sprawę. Jego rozdwojenie natury wynikało z drażliwości i chorobliwej samodzielności, dlatego zdarzało mu się narzekać i żywić obawy, że Nadieżda przekroczy granice jego wolności osobistej. Czasem nie podobała mu się też nadmierna troskliwość i objawy czułości swej protektorki, przez słabość jego charakteru, lęk oraz chęć zachowania jak największego pola własnej prywatności. Do swych wad przyznał się, pisząc: Myślę w jedną stronę, a działam w inną.[3]


 
[1] Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 408.
[2] Tamże, s. 410.
[3] Tamże, s. 409.

czwartek, 25 września 2014

Piotr Czajkowski - udręka i ekstaza (cz.1.)



Mogłoby się wydawać, że człowiekowi utalentowanemu wszystko przychodzi łatwo. Bo przecież ma talent, iskrę Bożą, a więc to coś, co go wyróżnia z tłumu i pozwala czynić rzeczy wyjątkowe, wielkie i oryginalne. Ale czy rzeczywiście sam talent to wszystko? Pewna dama zapytała kiedyś Piotra Czajkowskiego, czy czeka na natchnienie komponując. Ten miał jej odpowiedzieć:
Łaskawa pani. Ja nie czekam na natchnienie, tylko systematycznie pracuję. Natchnienie nie nawiedza bowiem leniuchów.
Piotr Czajkowski był tym kompozytorem romantyzmu, który bardzo dużo wymagał przede wszystkim sam od siebie, i to nie tylko pod względem pracy, ale i własnej postawy oraz zachowania.
W zewnętrznej twórczości artystycznej Czajkowski już za życia osiągnął sławę i uznanie. Udało mu się to mimo osobistych problemów emocjonalno-psychicznych, ponieważ bez względu na ich obecność, kroczył własną drogą do wyznaczonego celu. Uważa się dziś, że był pierwszym wielkim kompozytorem rosyjskim, który scalał w swej muzyce uniwersalizm języka muzycznego. I to mimo, że w świecie wewnętrznych przeżyć i namiętności borykał się przez całe życie z nadwrażliwością i znerwicowaniem, jako owocami nieakceptowanej przez siebie i innych homoseksualności.
W rodzinnym domu Piotr, prócz matki, szczególnie uwielbiał guwernantkę – Fanny Dürbach, która miała do niego świetne podejście pedagogiczno-psychologiczne. Rozbudzała w nim bowiem głód wiedzy oraz wrażliwość. Dużym wstrząsem psychicznym było więc dla niego bolesne rozstanie z Fanny, kiedy rodzina przeniosła się do Petersburga. W latach późniejszych, mimo flirtów i zabaw w gronie przyjaciół, dało się zauważyć, że w towarzystwie młodych kobiet Piotr zachowuje spory dystans.
Odnośnie muzyki, która była dla niego największą miłością, dawał się ponieść nieraz niezwykłej ekscytacji. Bywało więc, że przed zaśnięciem odczuwał z jej powodu rodzaj bezwładu w kończynach lub też spazmatyczne drżenie całego ciała. Ogarniało go wówczas odrętwienie, bezsenność, a czasem i halucynacje.
Piotr Czajkowski nie potrafił zaakceptować ani pogodzić się z własnymi preferencjami seksualnymi, które tłumione i nienawidzone wywoływały w nim poczucie niskiej wartości, samoupokorzenia, melancholię i stany lękowo−nerwicowe (głównie przed karą wyznaczoną prawem i napiętnowaniem społecznym). Przyczyniało się to do nieustannej konieczności maskowania się i stwarzania pozorów normalności, do „ucieczki” w pracę twórczą i koncertową (zwłaszcza podczas podróży zagranicznych) oraz do ulegania pokusie alkoholu. Częstokroć letarg i złe samopoczucie wewnętrzne najczęściej pokonywał wytężoną pracą kompozytorską i działalnością artystyczną. To też powodowało, że przyznawał się siostrze w przypływie depresji: Ludzie z najbliższego otoczenia dziwią się mej małomówności i także depresjom, na jakie cierpię często, jakkolwiek właściwie nie mogę się uskarżać na swoje życie (…). A jednak unikam towarzystwa, nie potrafię pielęgnować znajomości, lubię samotność i milczenie. To wszystko wynika z przesytu życiem. Może uważasz, że tego rodzaju nastrój duszy rodzi zazwyczaj myśli o ożenku. Nie, moja droga! Znowu zmęczenie życiem sprawia, że jestem zbyt leniwy, aby nawiązać nowe znajomości, zbyt wygodny, aby zakładać rodzinę.[1] Te słowa nie oznaczają jednak, że Czajkowski nie odczuwał niczego do kobiet. W 1868 r. spotkał w Moskwie znakomitą sopranistkę – Désirée Artôt. Choć nie była piękna, to jednak Piotr zapłoną do niej gorącym i odwzajemnionym uczuciem, które spowodowało nawet plany matrymonialne. Prawdopodobnie urzekła go siła emanująca od tej starszej o pięć lat artystki, pewnej siebie, bo świadomej swych sukcesów, oraz posiadającej w stylu bycia, a nawet w postawie wiele cech męskich.[2] Czajkowski napisał nawet dla niej Romans f-moll op. 5. Mimo to dostał jednak kosza. W kilka miesięcy później panna Artôt poślubiła bowiem hiszpańskiego barytona – Mario Padillę. Stało się tak prawdopodobnie pod wpływem informacji od Mikołaja Rubinsteina, który miał ją zniechęcić przekazując informacje o seksualnych skłonnościach Czajkowskiego. Sam zaś kompozytor nie doznał dostrzegalnego urazu po nieziszczonym „planie” ślubu. Myśli miał zajęte muzyką, niezmiennie oddawał się bowiem pracy i koncertowaniu.
Nie zawsze dzieła kompozytora były akceptowane. Bywało więc, że i to cierpienie potęgowało w Czajkowskim depresję, o czym napisał w jednym z listów w 1875 roku: Czuję się samotny i opuszczony, wprost lękam się ludzi, ogarnia mnie smutek, nie przestaję myśleć o śmierci. Całymi dniami tkwię w pokoju, łamiąc sobie głowę nad jakimś tematem i paląc papierosy (…). Najlepiej bym uczynił, idąc do klasztoru.[3]
Jednak jego największą udręką było ogromne cierpienie moralne i słabości związane z własnym homoseksualizmem. Dlatego w końcu podjął nieodwołalną decyzję, by znaleźć sobie żonę, wyznając w 1876 r. w liście do brata Modesta: Od dziś będę robić wszystko, co tylko możliwe, aby znaleźć sobie żonę. (…) Pragnę ożenić się jeszcze w tym roku, a jeśli nie znajdę w sobie dość odwagi, zrezygnuję przynajmniej z dotychczasowych nawyków. Bolesnym jest dla mnie myśl, że ci, co mnie kochają, muszą się nieraz wstydzić z mego powodu. (…) Chciałbym przez małżeństwo lub oficjalny związek z kobietą zamknąć gęby tej zgrai, którą wprawdzie gardzę, ale która niestety jest w stanie przysporzyć wielu trosk ludziom mi bliskim.[4] Oczywiście Czajkowski nie przeczuwał jakie konsekwencje i katastrofalne skutki wiązać się będą z jego decyzją o zawarciu małżeństwa z kobietą, wbrew własnej naturze.


[1] Cytat za: Anton Neumayr, Muzyka i cierpienie, Wyd. Felberg SJA, Warszawa 2002, s. 399.
[2] Tamże, s. 400.
[3] Tamże, s. 405.
[4] Tamże, s. 406.